13 grudnia 2015

Wszechświaty


Tytuł: Wszechświaty
Tytuł oryginału: Multiversum
Cykl: Wszechświaty (tom #1)
Autor: Leonardo Partignani
Liczba stron: 272 (!)
Wydawnictwo: Dreams
Data wydania: 20 sierpnia 2013





Moja przygoda z "Wszechświatami" Leonardo Patrignianiego zaczęła się od tego, że jakimś dziwnym trafem udało mi się zdobyć trzecią część za darmola... Korzystając z promocji, dokonałam zakupu pierwszej części. Jeżeli chodzi o pierwsze wrażenia, to okładka mnie po prostu zachwyciła (bo, co jak co, jest prześliczna!). Później jednak zobaczyłam, że książka ta - mimo sporych gabarytów - ma zaledwie 260 stron. Mój początkowy zapał stopniowo gasł i w końcu z bardzo małymi oczekiwaniami przystąpiłam do lektury. I dobrze.


OPIS
 Zgodnie z teorią wieloświatów (tak, tytuł książki powinien brzmieć "Wieloświaty", nie "Wszechświaty"), rzeczywistość jest rozszczepiona na nieskończenie wiele alternatywnych wersji. W jednym wymiarze możemy być np. sławnym na całym świecie sarkastycznym lekarzem, a w innym możemy już nie żyć od 10 lat. Główni bohaterowie książki, Alex i Jenny, pochodzą z różnych wymiarów i mogą się ze sobą kontaktować telepatycznie. Jak się pewnie domyślacie, są też w sobie niewytłumaczalnie zakochani.

ORYGINALNOŚĆ
Motyw przewodni tego arcydzieUa to jest coś, z czym jeszcze nigdy nie spotkałam się w żadnej książce. Przynajmniej tak mi się zdawało na początku. Bo z jednej strony po raz pierwszy miałam do czynienia z tematyką wieloświatów w literaturze i naprawdę byłam tym podekscytowana. Z drugiej jednak jakoś od połowy książki przypominała mi ona film "Zapowiedź" (ugh, nie polecam), o czym wspomnę jeszcze potem. Poza tym - miłość głównych bohaterów i cały wątek romantyczny... cóż, tu się nie będę rozwodzić - to już po prostu było.

BOHATEROWIE
Mamy tutaj do czynienia z właściwie 4 postaciami, z czego AŻ DWIE są pierwszoplanowe. To, że te postacie są wyidealizowane, to mało powiedziane. Alex jest koszykarzem i liderem swojej drużyny - bardzo lubiany, bogaty, wysportowany. Jenny to natomiast pływaczka, wygrywająca w licznych zawodach. O niej właściwie nie wiemy wiele - nic na temat osobowości, przyjaciół, zainteresowań... Na jej temat pojawiają się tylko dwie szczególne informacje: ma wisiorek i "atletyczne ciało". Oczywiście, że atletyczne. A jakie inne miałaby mieć? W końcu gdy Alex ogląda ją nago, musi być zachwycony w każdej mierze. Ponadto Jenny nie wykazuje zbyt dużych oznak inteligencji. Doprawdy nie wiem, co Alex w niej widzi. 
Ale, ale! Zostali nam jeszcze dwaj bohaterowie. Marco - geniusz informatyczny, który (z tego co pamiętam) stereotypowo nosił okulary i miał zaniedbany wygląd. Becker - jakiś naŁkowiec, który pojawia się znikąd i istnieje nigdzie... A ściślej, pojawia się, gdy Marco wpisuje w komputerze (w wyszukiwarce, którą sam stworzył, oczywiście) hasła dotyczące teorii wszechświatów. To, że się pojawia, to delikatnie powiedziane - on uderza jak asteroida w ziemię (hehe, pozdro dla kumatych) i przejmuje władzę nad całą elektroniką Marco, przekazując mu w ten sposób wiadomość w stylu: "NIE INTERESUJ SIĘ". Dobrze, że takie sytuacje nie mają miejsca w rzeczywistości, bo już dawno zostałabym odcięta od internetu za interesowanie się New World Order :P 
Jedno trzeba przyznać autorowi: bohaterowie są wiarygodni w sposobie, w jaki się wypowiadają (TAK BARDZO wiarygodni)! Alex jest kompletnie bezpłciowy, Jenny inteligencją nie grzeszy, Marco rzuca pseudo-intelektualnymi tekstami, Becker zaś mówi zagadkami. Prawidłowo (tak naprawdę to nie).

FABUŁA
Myślicie, że tutaj będzie lepiej, co? Hahahahahaha!
No dobra, teraz tak na poważnie. Akcja utworu jest naprawdę interesująca... do czasu. Początkowo to historia dwójki młodych ludzi, których umysły są połączone ze sobą od zawsze, i którzy próbują w końcu się ze sobą spotkać i równocześnie badają te całe wszechświaty, przemieszczają się między nimi... Od pewnego momentu jednak całość zaczyna mi przypominać film "Zapowiedź". Okazuje się nagle, że świat zmierza ku zagładzie (co przewidział w dzieciństwie Alex, z pomocą swoich wieszczych/proroczych zdolności) i oczywiście tylko główni bohaterowie mogą go ocalić. 
Wydaje mi się, że sam autor pogubił się w tym, co pisze. Logika w jego utworze tak często upada, że wielokrotnie zastanawiałam się, czy aby na pewno pisała to dorosła osoba. Przykładowo: o tym, że istnieją wieloświaty, Alex dowiaduje się od Marco, który kiedyś tam się tym zainteresował i uwierzył w to bezgranicznie. Jest też ta scena, gdy Marco szuka informacji na temat wieloświatów i nagle jego komputer zostaje zhackowany przez naŁkowca, o czym wspomniałam już wcześniej. Mamy też zasługujący na owacje ciąg 5 rozdziałów, w których Alex chodzi tam i z powrotem od domu Marco do swojego domu, żegnając się z każdym po dwa razy, a sam Marco przez cały czas jest poszkodowany po tym, jak go potrącił samochód. Albo moment, w którym Alex i Jenny uciekają przed [NO SPOILERS], nie mają się gdzie schować, są przemoczeni od deszczu i nagle trafiają do restauracji, gdzie znikąd pojawia się jakaś kobieta, która nie zadaje żadnych pytań, przyjmuje bohaterów z otwartymi ramionami, zaprasza na obiad i daje im suche ubrania i pokój (z łożem małżeńskim, kh khm). Serio?
O, i jeszcze jeden fenomen. Alex wyjeżdża z Włoch i leci do Australii by spotkać się z Jenny. Jenny: "ojej, mi rodzicie nigdy by nie pozwolili wyjechać!". Potem jest ta sytuacja, gdy Alex i Jenny się nie spotykają, bo są z innych wymiarów. Kłócą się, kłócą... Jenny nie chce mieć nic do czynienia z Alexem, bo ją wystawił, w końcu jednak udaje jej się zrozumieć, że Alex istnieje. Logika Jenny: "Alex istnieje. Muszę jechać do Włoch". Po czym, jak gdyby nigdy nic, leci do Włoch. 

To jest ten moment, w którym mogę zaprosić tutaj: klik

To są jednak poszczególne sceny, wobec których nie mogłam przejść obojętnie i wręcz musiałam o nich tutaj napisać. 
Zatrzymajmy się przez chwilę przy wątku romantycznym... Jest beznadziejny. Chwila minęła. Nie, ale poważnie, nad tym nawet nie ma się co rozwodzić. Główni bohaterowie się nawet nie znają, nigdy się nie widzieli, rozmawiają ze sobą jedynie w myślach, ALE łączy ich magiczna więź, są wyjątkowi i przeznaczeni sobie. Czy to może brzmieć bardziej "opkowato"? Bardziej... merysujkowo? Owszem, może. Obawiam się jednak, że nie mam zdrowia, by o tym pisać.
Ogólnie to sens nie jest mocną stroną tej książki. (Bo go nie ma.)
Nie, serio, błagam, nie każcie mi pisać o tym dłużej, bo po prostu nie mogę... Przejdziemy dalej? Przejdźmy dalej, przejdźmy...

STYL
He, he. 
Styl autora jest jak cios pięścią w twarz. 
Boli. I daje pewną nauczkę.
Teraz na poważnie. Czyta się bardzo szybko, to swoją drogą. Opisy też są dosyć obrazowe... A, właśnie. One są ZBYT obrazowe. Już śpieszę z wyjaśnieniami. Chodzi mi o jeden, podstawowy błąd popełniany przez aŁtora: szczegółowość. Pisanie jakiego utworu słucha teraz bohater albo jak się nazywa sklep (i co sprzedaje), który znajduje się naprzeciwko bohatera, a który to nie ma wpływu na fabułę, nie ma najmniejszego sensu. Na przykład coś takiego: "W dole, obok podpisu rektora, znajdowała się pieczęć Uniwersytetu La Sapienza w Rzymie. Pergaminowy dokument nosił datę 8 maja 1996 roku." (s. 12, wyd. II). Aha. 

PROBLEMATYKA
Hahahahaha... nie sugerujmy, że ta książka ma jakiekolwiek ambicje.
Dobra, nie będę surowa. Tak naprawdę to poruszanie tematyki równoległych rzeczywistości i wielu wszechświatów jest bardzo ciekawe. Szkoda tylko, że traci ono swój potencjał na tle braku sensu i logiki.

AŁtor próbował. Naprawdę widać, że próbował napisać coś godnego uwagi. Niestety to, co się dzieje w tej książce, woła o pomstę do nieba. Byłam bardzo zaciekawiona tą powieścią, gdy dowiedziałam się o motywie przewodnim wieloświatów, ale może właśnie to mnie zgubiło... Podchodziłam do tego ze zbyt dużym entuzjazmem. Luki w fabule, brak zdrowego rozsądku, zgubiona logika, sztuczni bohaterowie - wszystko to sprawia, że z książki, która miała całkiem duży potencjał, wychodzi przysłowiowe "amataroskie g#wno". Jak to się mówi: "nie ocenia się książki po okładce", bo w tym przypadku okładka jest naprawdę cudowna. I też tylko ze względu na okładkę nie odejmę jednego punktu od oceny ogólnej... Chociaż mnie korci. Oj, korci. A dodatkowo: chcę przeczytać drugą część (tak, jestem trzeźwa, pisząc te słowa). Chcę ją przeczytać, choćby z samej ciekawości, dla przekonania się, jak bardzo będzie tragiczna w porównaniu do pierwszej.


ORYGINALNOŚĆ: 1/2 pkt
BOHATEROWIE: 1/3 pkt
FABUŁA: 1/3 pkt

STYL: 0.5/1 pkt

PROBLEMATYKA: 0.5/1 pkt

OSTATECZNA OCENA: 4/10 pkt

Hasta la vista, baby

2 komentarze:

  1. Kiedy po raz pierwszy zobaczyłam "Wszechświaty" na targach książki, świeżutko po premierze, również zachwyciły mnie okładką. Nie kupiłam ich do tej pory, bo jakoś bieda, a książka wydawała się toporna, nawet jeśli ma tylko tyle stron :o To było już jakiś czas temu, ale chyba bardzo spodobał mi się opis z tyłu książki, jednak po przeczytaniu twojej recenzji uprzytomniłam sobie, że wyobrażałam sobie to zupełnie, zupełnie inaczej. Aż mi bardzo obrzydziłaś, dlatego nawet następnym razem nie zdejmę jej z półki :v

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda, bo kiedys okładka mi się rzuciła w oczy i liczyłam, że moze kiedyś poczytam, bo opis tez niezły. Szkoda pomysłu :)

    OdpowiedzUsuń

Zapraszam do komentowania!